Międzymorskiej praktyki część druga.

Gdy opadły pierwsze wrażenia po przyjeździe do Martina Franca i zadomowieniu się we włoskim urokliwym klimacie, ruszyliśmy z zapałem do biura, w którym mieliśmy pracować. Naszym tutorem i opiekunem okazał się przesympatyczny Giuseppe.  O pierwszych dniach w firmie tak opowiada nasz informatyk Wojtek:

„Pierwszy dzień praktyki polegał na przedstawieniu się, zaprezentowaniu swoich zainteresowań oraz planów na przyszłość, po czym  zapoznano nas z pracą w biurze. Następnego dnia mieliśmy lekcję włoskiego, co ułatwiło nam dogadanie się z ludźmi w Martinie Franca, choć nasz  prowadzący Giuseppe -bardzo miły i sympatyczny – porozumiewa się z nami po angielsku i zawsze możemy liczyć na jego pomoc w razie jakichkolwiek niejasności . Także trening angielskiego mamy tutaj codziennie. Pierwszym naszym zadaniem było składanie komputerów dla biura, które miały być jak najtańsze, a jednocześnie  jak najlepiej działające.

Ludzie we Włoszech są nas bardzo ciekawi, starsi ludzie zaczepiają nas na ulicy i pytają się skąd jesteśmy i co robimy. Śmieją się i żartują razem z nami. Są bardzo przyjaźnie do nas nastawieni i chcą nas jak najlepiej ugościć w swoim kraju. We Włoszech jest naprawdę pyszne jedzenie. Ten tydzień minął świetnie i mam nadzieję, że trzy następne przebiegną również tak dobrze!”

Program pierwszego tygodnia praktyk obejmował montaż i demontaż głównych komponentów komputera i kabli, przygotowanie komputera do sprzedaży, instalację ubuntu, badanie struktur kontrolnych i schematów blokowych oraz programowanie za pomocą „scratch”.

Wszyscy doskonale radzą sobie z zadaniami i z zainteresowaniem  je wykonują.  Zdaniem prowadzącego, dysponujemy świetnymi umiejętnościami. Giuseppe po każdym dniu pracy organizuje dla nas konkurs z nagrodami  obejmujący informatyczne zagadnienia (:

Tydzień ciężkiej pracy został uwieńczony miłym weekendem. W piątkowy wieczór mieliśmy okazję bawić się z tutejszą młodzieżą w Martina Cafe na hawajskim party, a w sobotę po południu zorganizowano dla nas wycieczkę do pobliskiej krainy domków trulli – Alberobello. Podziwialiśmy wpisane na listę zabytków UNESCO to urokliwe miasteczko, a w nim prawie półtora tysiąca malutkich domków zbudowanych na planie koła i zwieńczonych stożkowymi dachami, których białe ściany przyozdobione są licznymi donicami kolorowych kwiatów na tle śródziemnomorskiej roślinności. Przypomina ono  wioskę hobbitów lub smerfów i aż trudno uwierzyć, że toczy się tu prawdziwe życie.

Kolejnego dnia odwiedziliśmy leżącą nad Adriatykiem miejscowość Polignano a Mare, dokąd pojechaliśmy z myślą o wizycie na plaży. Był słoneczny dzień, ale nie spodziewaliśmy się skalistych, wysokich nabrzeży i  otoczonych skalanymi jaskiniami zatoczek.  Woda była jednak tak przejrzysta, że ciężko było powstrzymać się od kąpieli.. Po pysznej pizzy wróciliśmy do Martina Franca, gotowi ma kolejny tydzień pracy.